Dzisiejszy post nie będzie poświęcony sesjom, a znów włosom. Dlaczego? Bo nie chciałabym znów tak jak ostatnio zaniedbać bloga i chcę dzielić się z wami moimi sposobami na ładniejsze włosy, bądź- do czego teraz doszło- rozpaczliwa walka o ich stan. Myślę, że nie jedna z was doszła do tego momentu, że przez to cholerne eksperymentowanie włosy stały się straszne, w opłakanym stanie. Opowiem wam trochę co zrobiłam źle (żebyście nie popełniały moich błędów), a co robiłam dobrze. Opowiem także o kosmetykach, ich działaniach i błędach w ich doborze.
"Jaki jest problem w ogóle? Na zdjęciach nie widać, żeby z Twoimi włosami było coś aż tak żle". To dobrze, bardzo się cieszę, że tak jest. Niestety rzeczywistość jest inna.
Jak pamiętacie startowałam z włosów dość krótkich, w kiepskim stanie, ale wszystko było do zrobienia.
Ponieważ włosy były w takim a nie innym stanie, farba szybko się spłukiwała, zwłaszcza na dole, przez co miałam istne ombre. Zafarbowałam tonerem La riche, kolor bardzo mi się podobał, co innego stan samych włosów. Mam naturalnie mocno falowane włosy. Przez to, że były zniszczone, zaczęły się prostować. Wszystko przez to, że były sianowate.
Sianowatość widać było najbardziej kawałeczek poniżej linii ucha, gdy dobrze padało światło
Zafarbowałam się henną i był to strzał w dziesiątkę. Kolor był niezniszczalny, wypłukiwał się ładnie i równomiernie. Stan moich włosów wciąż był taki sobie, acz potrafił wyglądać dobrze, jak na drugim zdjęciu
Nadszedł moment, kiedy włosy zaczęły mi się bardzo kruszyć. Już po prostu nie wytrzymały. Pielęgnacja była za mało intensywna. Mimo że włosy rosną mi bardzo szybko (pomiędzy pierwszym zdjęciem w tym poście, czyli zdjęcie od razu po ścięciu, do ostatniego, minęły chyba dwa miesiące, włosy urosły mi 5cm lub więcej) nie chciałam żeby się kruszyły, ściąć też ich nie chciałam. Zdecydowałam się na olaplex i byłam zachwycona, bo włosy miały świetną kondycję przez około dwa tygodnie po zabiegu. Potem zaczęła trochę się osłabiać
Ale przynajmniej zaczęły wracać moje fale! Kondycja też była w porządku
Jednak coś poszło nie tak. Moje włosy od zrobienia zdjęcia wyżej zaczęły się bardzo osłabiać, Kupiłam wcierkę Jantar i na szczęście zahamowałam trochę ponowne kruszenie się włosów, jednak i tak mam już ubytki, które po prostu muszą odrosnąć. Jednak nie tylko to było najgorsze. Włosy stały się bardzo szorstkie, przestały się w ogóle układać, o falach nie było mowy. Gdy były mokre ciągnęły się, a gdy je czesałam po myciu (oczywiście, gdy już wyschły, nie można czesać mokrych włosów, zwłaszcza w moim stanie) łamały się niesamowicie. Nie raz doprowadzało mnie to prawie do płaczu. Co robiłam nie tak, skoro miałam tyle dobrych kosmetyków?
Już podjęłam decyzję by je po prostu ściąć na krótko. Mimo że w zaledwie trzy, prawie cztery miesiące, urosły mi około 10-12cm (to jest niesamowity wynik, który w głównej mierze zawdzięczam olejowaniu i jantarowi) to stwierdziłam, że pogodzę się z tym i tak mi szybko urosną, ale już zdrowe. Albo prawie zdrowe.
Jednak przypomniało mi się, że byłam już w tak trudnej sytuacji i udało mi się je uratować (klik). Stwierdziłam, że zamiast wydać około 150 zł na fryzjera (chodzę tylko do MOJEGO fryzjera, a oferuje on usługi profesjonalne, więc i droższe) to wydam te pieniądze na kosmetyki, których mi brakuje.
Reasumując. Skoro robiłam tyle dla włosów, olejowałam, nakładałam maski, odżywki, często zmieniałam szampony, bawiłam się w siemię lniane, żelatyny i inne rzeczy to... Co robiłam źle?
Po pierwsze nie miałam już szamponu adekwatnego do stanu włosów. Gdy ich stan drastycznie się pogorszył nie zmieniłam szamponu, a powinnam mieć dwa:
1. Zawierający SLES, który nie może zawierać silikonu (czyli takiego, który w składzie nie ma składnika z końcówką -methicone. Szampon numer jeden ma zmywać silikon, a nie mieć go w składzie. Jaki miałam szampon? Okazało się, że miał dimethicone. Poszedł do kosza. Ma to być po prostu szampon oczyszczający do stosowania raz na tydzień lub dwa
2. Drugi szampon nie może zawierać SLS, tylko po prostu inną substancję myjącą. Jest to szampon (w przeciwieństwie do pierwszego) do częstego używania. Musi być delikatny (bo kondycja włosów jest słaba). Najlepiej taki dla dzieci.
Maniakalnie używałam masek. Myłam włosy metodą OMO i najczęściej całkowicie rezygnowałam z odżywek, nakładając dwie różne maski, najpierw przed, potem po myciu. A odżywka jest wybitnie ważna, gdyż tworzy specjalną powłoczkę na włosach, która chroni ten włos. Maska ma za zadanie odbudować od wewnątrz, dostarczyć pewne składniki. Cel odżywek jest inny. Ma chronić i nawilżać włos. A ja o tym kompletnie zapomniałam. Mam dokładnie jedną odżywkę i prawie jej nie używałam. I jest to odżywka bezproteinowa. Nie posiadam na chwilę obecną także żadnej odżywki b/s co jest w moim przypadku ogromnym błędem!
Wyglądasz dobrze i w długich i w krótkich :P
OdpowiedzUsuńDobrze, że wiesz czego chcesz i jak do tego dojść. Powodzenia z ratowaniem włosa i zapuszczaniem ich!
Moich włosów bym za nic w świecie nie ścięła. Przez ten jeden rok przeszły traumę, że dziwię się w jak dobrej TERAZ kondycji są. Są farbowane, w przeciągów 2-3 miesięcy ok 4 razy rozjaśniane... Również stosowałam szampony do włosów zniszczonych ale poszłam po rozum do głowy i zmieniłam wszystkie "specjalne" kosmetyki do włosów na zwykłe. Szampon z kaczuszką dla dzieci, odżywka z Sayoos z keratyną (stosuje przy co drugim myciu), drożdże - najlepsze lekarstwo na włosy i nie tylko działające od wewnątrz oraz naturalne maseczki. Włosy wyglądają normalnie choć dalej się kruszą ale wystarczy, że podetnę ok. 5 cm włosy i są zdrowe ładne włosy. Pozdrawiam i życzę powodzenia w ratowaniu włosów
OdpowiedzUsuń